top of page

kultura / muzyka

luty'24 / 2 (18)
8 doroczny festiwal

8. doroczny festiwal

CHOPIN IN THE CITY FESTIVAL

zaprasza
Sounds and Notes Foundation

8 chopin in the city - B2_edited.jpg

Przed nami 8. edycja festiwalu “Chopin IN The City”. I chociaż najróżniejszych festiwali i konkursów chopinowskich na świecie jest wiele, a każdy z nich na swój sposób interesujący zarówno muzycznie jak i instrumentalnie, chicagowski festiwal intryguje i fascynuje swoją odmiennością. Tym festiwalem celebrujemy urodziny Chopina, dlatego
zwykle odbywa się w ostatnich dniach lutego i kończy 1 marca
 – wspomina Grażyna Auguścik, pomysłodawczyni festiwalu. Światowe festiwale specjalizują się w muzyce Chopina. Ten festiwal przedstawia również inne gatunki muzyki. Próbuję zarazić wykonawców kompozycjami naszego geniusza i proszę, by chociaż jeden utwór Chopina zinterpretowali w swoim stylu muzycznym. Poza przybliżaniem epoki Chopina, chciałabym prezentować również kompozycje innych polskich kompozytorów, a także prezentować ciekawych artystów prezentujących swoją twórczość.
 

Grażyna Auguścik, wokalistka jazzowa, kompozytorka, producentka, założycielka fundacji „Sounds and notes” (organizująca obecnie festiwale) to przede wszystkim niepowtarzalna polska artystka, która przeniosła sens i wrażliwość polskiej muzyki do jazzu, o czym wspomina krytyk muzyczny „Chicago Tribune” Howard Reich. W mojej
43-letniej pracy dziennikarskiej nie spotkałem nikogo innego, kto robi to, co ona. Każdy jej występ to interesujące przeżycie. Artystycznie jest bardzo wysoko i doceniana jest przez tych, którzy rozumieją, co robi.

CZYTAJ TAKŻE...

Grazyna Auguscik.webp

MUZYKA, JAK MY, DOJRZEWA...

Patrycja Stępniak w rozmowie z Grażyną Auguścik

https://www.pakamerachicago.com/spotkania-rozmowy-1

pianoforte 4.webp

KULISY KONKURSU CHOPINOWSKIEFO NA FESTIWALU SUNDANCE

Zbigniew Banaś  w rozmowie z Jakubem Piatkiem, reżyserem filmu dokumentalnego "Pianoforte"

https://www.pakamerachicago.com/kulisy-konkursu-chopinowskiego

Eugène_Ferdinand_Victor_Delacroix.webp

JAK (NIE) PISAĆ O CHOPINIE?

Agnieszka Warnke

(...) "Chopin zaczynał w ten sposób. Kładł się pod fortepianem matki i odczuwał wibracje. Muzyka jest przede wszystkim doznaniem fizycznym. Ponieważ skąpcy słuchają tylko uszami, niech pan będzie rozrzutny i słucha całym ciałem" – poucza swojego ucznia madame Pylinska (...).

https://www.pakamerachicago.com/chopin-in-the-city-festival

nuty.webp
Neale Osborne - Frederic Chopin French - Polish-born composer and pianist.jpg

Muzyka jest językiem uniwersalnym; często za jej pomocą można powiedzieć o tym, co trudno wyrazić słowami. I choć występuje jako rewers do ciszy, w wielu sytuacjach może działać podobnie – pozwala zbliżyć się do własnych uczuć, może wypełnić lukę między emocjami i ekspresją. I to czuje się, słuchając interpretacji jazzowych Grażyny Auguścik.

Podobne doznania przeżywamy podczas festiwalu „Chopin in the City”, który ma też charakter edukacyjny dla dzieci, młodzieży i nas wszystkich. Spotkania chopinowskie to również słowo (poezja), ruch (teatr), obraz (zajęcia plastyczne dla dzieci przy muzyce). Może się wydawać, że muzyka sprzed 200 lat jest przestarzała, że w ogóle w muzyce już wszystko wymyślono i nie ma ona sekretów… Nic bardziej mylnego – muzyka Chopina jest dla mnie nadal bardzo odkrywcza i nowatorska. W starej muzyce ciągle pojawia się coś nowego, intrygującego, a co najważniejsze

– inspirującego. I tak już będzie chyba do końca świata – mówi Grażyna Auguścik. Mamy tyle cudownej muzyki

z przeszłości i na szczęście wielu chętnych muzyków, którzy są, podobnie jak ja, zafascynowani jej pięknem

i postanawiają ją ożywiać. Również na chicagowskim festiwalu chopinowskim. I to mnie bardzo cieszy.
Zdaniem organizatorki festiwalu nie jest on przeznaczony wyłącznie dla tych, którzy zechcą poznać dzieła naszego wirtuoza fortepianu i wielu innych kompozytorów i artystów.
Mam nadzieję, że „Chopin in the City” wpisze się w stały kalendarz interesujących wydarzeń w Wietrznym Mieście. Serdecznie zapraszam” – kończy Grażyna Auguścik.

Program festiwalu "CHOPIN IN THE CITY"

Thursday, 22.02.2024, 6.30 pm
Opening Night
Polish Consulate in Chicago
1530 Lake Shore Dr.,
Chicago IL 
Joshua Mhoon-piano,
Bazyli Siwek-piano
By confirmation only


Friday 23.02.2024, 8.00 pm
AM PaSO
5400 N. Lawler Ave, Chicago, IL 60630
Soul Message Band
Chris Forman- Hammond 3 organ
Greg Rockingham-drums
Dave Miller-guitar
Tickets $30.00


Saturday 24.02. 2024, 10.00 am
The Academy at Forest View
Forest View Educational Center
2121 South Goebbert Rd.
Arlington Heights, IL
Michal Drewnowski-piano
3 Cellos:
Sara Wollan
Margaret Daly
Elizabeth Anderson
Free show

Saturday, 24.02. 2024, 8.00 pm
Green Mill
4802 N. Broadway
Chicago IL
Grazyna Auguscik Group

Grazyna Auguscik-vocal
Jon Deitemyer-drums
Ben Lewis-piano
John Kregor-guitar
Ethan Philion-bass
Tickets $20.00

Sunday, 25.02.2024, 12.00 pm
Copernicus Center
5216 W Lawrence Ave, Chicago, IL 60630
Patricia Stepniak Art Studio
“Painting Chopin”
Family Art Fair
Ana Everling Quartet
Special guest:
Dave Onderdonk-guitar
Ana Everling-vocal, percussions
Hunter Diamond- woodwind, percussions
Kenny Reichert-electric guitar
Edinho Gerber-acoustic guitar

Tickets $25.00


Sunday 25.02.2024,  4.00 pm
ProMusica
713 W. Wrightwood Ave.
Chicago IL
Roberts Swistelnicki
"Et pereat mundus" Project
Roberts Swistelnicki-piano, poetry, composition
Greg Artry-drums, vocal
Dave Miller-guitar
Katie Ernst -bass, vocal
Mark Feldman-violin
Jon Irabagon-saxophone
Suggestion Donation

Friday, 01.03.2024, 7.30 pm
AM PaSO 5400 Lawler Ave.
Chicago, IL
Celebrating Chopin Birthday
Grazyna Auguscik-voice
Ben Lewis-piano
Warren Oja-cello
Andrzej Krukowski-poetry reading

Chopiniana

kultura / muzyka

luty'24 / 2 (18)
Neale Osborne - Frederic Chopin French - Polish-born composer and pianist.jpg

Chopiniana

Karykatura kompoztora i pianisty, Fryderyka Chopina, / Neale Osborne / domena publiczna

Kiedy pani Chopinowa w jakichś tam gospodarskich sprawach szła na Solec zabierając ze sobą synka, mąż upominał ją:

- Tylko uważaj, jak będziesz szła Tamką, żeby Fryderyka nie porwali do Ostrogskich!

     Miejsce było w istocie niebezpieczne. Pod zamkiem Ostrogskich w głębokich lochach gnieździły się męty warszawskie – uciekający przed prawem bandyci i złodzieje.  Mogli tam ukryć się spokojnie, gdyż policja bala się zapuszczać w labirynt piwnic i podziemnych korytarzy, prowadzących w lewo aż na Stare Miasto i w prawo – do Książęcej.  Trzeba było – około 1820 – sprowadzać oddziały wojska i robić wielką obławę, zanim udało się rzezimieszków przepędzić i zasypać tajemne przejścia.

     A przecież zamek Ostrogskich był ongiś jedną z pierwszych ozdób Warszawy! Budowę jego dolnej, warownej części rozpoczął pod koniec XVI wieku Janusz Ostrogski, kasztelan krakowski. Chciał przydać obronności i stolicy i dookolnym gruntom swojej rodowej ordynacji (stąd późniejsza nazwa ulicy Ordynackiej). Budowy zamku Ostrogskich jednak nie dokończył. Zostawił tylko potężny bastion z kamienia i cegły, zawierający wspomniane już lochy. Dopiero sto lat później, za czasów Sobieskiego, rodzina Gnińskich wzniosła na bastionie owym najpiękniejszy z pałaców barokowych miasta. Aliści nie było jakoś pisane tej wspanialej rezydencji przebywać długo w jednych rękach. Mieli ja potem Zamoyscy, Czapscy, Mielżyńscy, Chodkiewiczowie. Wreszcie pałac dostał się filozofowi Nikucie, który założył w nim internat dla uczącej się młodzieży.

     Od śmierci Nikuty datuje się upadek zamku Ostrogskich. W roku 1820 nabywa go niejaki Gajewski, sekretarz policji i przebudowuje na… koszary oraz jatki rzeźnicze. Potem zaś biedne, zupełnie już podupadle gmaszydło przeznaczono na „szpital dla cholerycznych”.

     Dopiero w roku 1861 zamek dostaje trwałego i szanownego właściciela. Jest nim Warszawski Instytut Muzyczny, później przemianowany na Konserwatorium. Z dawnego piękna zamku nie zostaje, niestety ani śladu. Przebudowany, powiększony, ale i zeszpecony, służy muzyce aż do 1944 roku, kiedy wraz z całym miastem pada w gruzy.

     Dlaczego o tym wszystkim pisze w roku 1952? Są powody.

     Po bez mała dwóch wiekach postępującego ciągle architektonicznego upadku przywrócono rezydencji jej dawny kształt. Niedługo sprawdzą się obawy profesora Chopina: Frycek będzie do Ostrogskich „porwany”.

     Sylwetka zamku przypomina już stare sztychy, na których budynek zachwycał pięknem swych proporcji i bogactwem ozdób. Kiedy reszta rzeźb znajdzie się w niszach ścian i gdy ostatnie płaskorzeźby ulokowane będą na właściwych miejscach, pałac na Tamce będzie mógł konkurować co do urody z najpiękniejszymi budowlami baroku.

     Wewnątrz jeszcze pokrywa się ściany tynkiem – z czego? – z mielonego białego marmuru. Każdy fragment sufitu, każdy portal drzwi, każdą nieledwie klamkę komponują artyści jako osobne dzieło sztuki.

      A to wszystko razem łączy się w generalne przygotowania do „porwania Frycka”. Za kilka już bowiem miesięcy do zamku Ostrogskich przeniesie się Instytut Fryderyka Chopina. Będzie tu urządzona sala koncertowa na 250 osób, w trzech innych salach pomieści się muzeum chopinowskie. Prócz tego będą osobne pokoje na bibliotekę, fototekę, płytotekę i taśmotekę chopinowską.  Będą i pokoje konferencyjne, i archiwum, i taras przed zamkiem na letnie koncerty, na 1500 osób.

     A cóż stanie się z tajemniczymi lochami i bijącym w nich źródłem, po którym pływa czasami ciemną nocą złota kaczka ze starej warszawskiej legendy?...

     Potężne, 10-metrowej wysokości lochy, jedne z ciekawszych w Europie, będą zamienione na winiarnię. Będziemy tam siadywać po koncertach chopinowskich i gawędzić o dawnych czasach, kiedy pani Chopinowa chodziła z Fryckiem na Solec. (…)

(Jerzy Waldorff, fragment zbioru felietonów sprzed 1962 roku)

Muzeum-Fryderyka-Chopina_fot.-Waldemar-Panow.jpg

LEGENDA O ZŁOTEJ KACZCE

 

    Dawno, dawno temu w lochach Zamku Ostrogskich żyła królewna zaklęta w złotą kaczkę. Mówiono, że tego, kto zdoła ją odnaleźć, może uczynić bogatym. Wielu śmiałków próbowało. Historię tę usłyszał też młody, biedny szewczyk Lutek i pomyślał: – A co mi szkodzi spróbować?
    Udał się więc w noc świętojańską do lochów zamku. Szczęście mu dopisało i odnalazł złotą kaczkę, która obiecała mu bogactwa. Chłopiec otrzymał sakiewkę złotych dukatów, ale też jeden warunek: musiał wydać je w ciągu jednego dnia, z nikim się nie dzieląc. Jeśli mu się uda zostanie wielkim bogaczem. Ucieszył się chłopak, bo co to za problem biednemu wydać tyle pieniędzy tylko na siebie?

Muzeum Fryderyka Chopina w zabytkowym zamku Ostrogskich  obecnie  jest jednym

z najnowocześniejszych muzeów biograficznych

w Europie. Dzięki zgromadzonym tu eksponatom

i multimediom można poznać zarówno życie jak

i twórczość kompozytora, obejrzeć  pisane do niego

i przez niego listy, jego rysunki, dedykacje czy bilety wizytowe. W tymże muzeum jest jeden

z najpopularniejszych portretów artysty wykonanych za jego życia przez Teofila Kwiatkowskiego, odlew jego dłoni, wiele cennych pamiątek po pianiście,  a także 

bezcenny fortepian Pleyel, na którym kompozytor grał przez ostatnie dwa lata swojego życia. W weekendy, również na tarasie, odbywają się koncerty, podczas których prezentowane są utwory Chopina i innych kompozytorów jego epoki. A przed zamkiem - fontanna ze Złotą Kaczką – bohaterką jednej z warszawskich legend. (redakcja)

Złota-Kaczka-fot_edited.jpg

    Ochoczo przystąpił do próby. Najpierw sprawił sobie piękne ubranie, kapelusz i laskę jak dostojny pan. Potem poszedł do karczmy, najadł i napił się do syta. Pojechał dorożką zaprzężoną w cztery konie do Wilanowa. Minęło południe, a Lutek wydał dopiero 5 dukatów. Wrócił do miasta, patrzy afisz Teatru Narodowego – świetny pomysł! Nigdy nie był w teatrze. Kupił najdroższy bilet – wydał pół dukata. Wieczór się zbliżał, a szewczyk nie wie co zrobić z pieniędzmi. Idzie i rozmyśla, ciąży mu ta pełna kiesa, aż tu nagle na rogu stoi weteran wojenny bez nogi i żebrze. – Panie – mówi – dwa dni nic nie jadłem, wojen wiele przeżyłem, medale dostałem, a odkąd nogę straciłem nie mam za co żyć. Lutek zlitował się nad byłym żołnierzem, sięgnął do kieszeni i podarował starcowi garść złotych dukatów.

    W tym momencie zaszumiało i zagrzmiało. Przed szewcem stanęła księżniczka – nie dotrzymałeś słowa – rzekła i znikła. Nagle chłopak stracił wszystko co kupił. Znowu miał łachmany na sobie i puste kieszenie.
– Nie bogactwo, nie dukaty dają szczęście. Tylko uczciwa praca, zdrowie i dobre serce. Pamiętaj o tym chłopcze – powiedział stary żołnierz.
Lutek wrócił do domu. Nie był zły czy rozczarowany, czuł raczej ulgę i radość. Wkrótce los biednego szewczyka odmienił się. Zaczęło mu się wieść jak nigdy, został majstrem, poślubił piękną dziewczynę. Żył długie lata w zdrowiu i szczęściu, a o złotej kaczce słuch zaginął.

dagerotyp Fryderyka Chopina.jpg

Fryderyk Chopin / kopia z dagerotypu / domena publiczna

W prasie naszej znów reprodukowano jedyne zdjęcie portretowe Fryderyka Chopina, dokonane metodą dagerotypu. To zdjęcie i rozmowa z dyrektorem Instytutu Chopina otworzyły we mnie jedną z klapek. Każdy z nas ma takie klapki pamięci, które nagle uchylają się, powodując wylew wspomnień i zagrzebanych w głębi mózgu wiadomości, nieraz bardzo ciekawych.

     Jaka była historia fotografii Chopina? Co mógł z tym mieć wspólnego wynalazek radia? Nad czym łamali głowy dyrektorzy firmy Breitkopf

i Härtel? Ano posłuchajcie…

     Firma Breitkopf i Härtel w Lipsku jest jednym z najstarszych w Europie wydawnictw muzycznych. Wśród wielu sław, których kompozycje ukazywały się w lipskim wydawnictwie, był także i Chopin. Potem Chopin zmarł, pozostałe po nim rękopisy i dokumenty schowano do archiwum wydawniczego i może leżałyby tam nietknięte do dzisiaj, gdyby nie… radio. Wynalazek ten spowodował dużo przewrotów w świecie, między innymi także i ciężki kryzys w wydawnictwach nut. Główny naówczas odbiorca wydawnictw, mieszczaństwo, doszedł do wniosku, że lepiej mieć w domu ładnie grającą skrzynkę radiową niż fałszywie grającą na pianinie córkę. Córki przestano uczyć muzyki, nuty przestano kupować.

     Starej firmie Breitkopf i Härtel zagroziła ruina. Kiedy nadchodzi taki moment, cóż się robi? Szpera się po szafach i magazynach

w poszukiwaniu czegoś, co można by szybko sprzedać. W archiwum firmy Breitkopf i Härtel znalazły się pamiątki po Chopinie. Pamiątki?... Raczej należało to nazwać prawdziwym skarbem, najliczniejszym

w świecie zbiorem rękopisów najwybitniejszych kompozycji polskiego mistrza. Oprócz rzeczy pomniejszych znalazły się autografy Koncertu

f-moll, Sonaty b- i h-moll, 12 etiud z op. 25. Scherza b-moll, Kołysanki, Fantazji f-moll i Poloneza – Fantazji. Ponadto był zbiór listów

i niezmiernie ciekawa fotografia-portret Chopina.

     Dyrektorzy firmy Breitkopf i Härtel zatarli ręce, po czym natychmiast zaofiarowali odnalezione dokumenty Instytutowi Chopina

w Warszawie za sumę 100 000 marek. Był to wszakże rok 1936. Nie było jeszcze Ministerstwa Kultury i Sztuki, nawet – Departamentu. Istniał tylko Wydział Kultury w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Spraw takiego wydzialiku nie należało traktować poważnie! Dlatego zapytany przez Instytut Chopina minister Wyznań Religijnych odpowiedział, że na zakup dokumentów po Chopinie może dać 5000 złotych i ani grosza więcej. Instytut sumę demonstracyjnie odrzucił, firma Breitkopf i Härtel zapowiedziała wystawienie pamiątek chopinowskich na licytację, a więc rozproszenie ich po całym świecie, utratę dla Polski na zawsze. Ludzie doceniający sprawy polskiej kultury załamali z rozpaczy dłonie.

     Wówczas to ceniony kompozytor i pedagog starszego pokolenia, Witold Maliszewski, wpadł na pewien – zdawało się – fantastyczny pomysł: Rzesza hitlerowska winna była Polsce ogromne sumy za tranzyt kolejowy przez „korytarz” do Prus Wschodnich. Sum tych nie chciała płacić. Niech więc odda pamiątki po Chopinie, z zarachowaniem ich na poczet tranzytu.

     Zaczęły się bieganiny od Annasza do Kajfasza. Od Ministerstwa Wyznań do Ministerstwa Kolei, od Ministerstwa Skarbu do Spraw Zagranicznych. Upór muzyków zwyciężył: w roku 1937 zbiór znalazł się w Warszawie.

     Wtedy po raz pierwszy – w równe sto lat od dokonania zdjęcia fotograficznego – mogliśmy zobaczyć, jak naprawdę wyglądał Chopin. Portrety jego i rzeźby były wszystkie upiększone, wystylizowane na romantyczną podobiznę geniusza. Dopiero ze znalezionego dagerotypu wyjrzała bolesna twarz człowieka śmiertelnie chorego i smutnego. Twarz tak bliska, ludzka i wzruszająca, jak właśnie chopinowska muzyka.

     Nie było nam jednak dane cieszyć się zbyt długo odzyskanym skarbem pamiątek. W roku 1939 zostały ewakuowane najpierw do Rumunii, potem do Francji, Anglii i wreszcie do Kanady wraz z arrasami wawelskimi i Szczerbcem Chrobrego. (...)

Fortepian Chopina, znajdujący się w Muzeum Narodowym w Warszawie, został podczas powstania zrąbany przez hitlerowców szablami. Oryginał dagerotypu, ukryty w Bibliotece Krasińskich, spłonął wraz z Biblioteką.  

(Jerzy Waldorff, fragment zbioru felietonów sprzed 1962 roku)

Hitlerowcy zniszczyli także pomnik Chopina w Łazienkach. Po raz pierwszy na tym samym cokole ustawiono go w roku 1926. Ale w związku z rzeźbą ową i jej twórcą, Wacławem Szymanowskim (nie był krewnym Karola), trzeba by sięgnąć pamięcią jeszcze o wiele głębiej wstecz. Bowiem „Chopin pod wierzbą” dostał I nagrodę na konkursie już w roku 1905, a rywalizowały wtedy z Szymanowskim takie sławy rzeźbiarskie jak Cyprian Godebski i Pius Weloński. Komitet budowy pomnika, pod możnym protektoratem Maurycego hrabiego Zamoyskiego, zebrał niemałą sumę 200 000 rubli w złocie i już w roku 1909 przystąpiono do pac wstępnych nad realizacja dzieła, które miało zdobić Warszawę w roku 1915. Aliści wybuchła wojna, ruble przepadły i po wywalczeniu niepodległości musiano cala sprawę zaczynać od początku.

     Kiedy pomnik miał być definitywnie stawiany i warszawiacy z ówczesnych zdjęć prasowych zapoznali się z jego kształtem, wszczął się gwałt, jakich mało! Na autora pomnika wylano tradycyjne u nas w takich przypadkach kubły wszelkich nieczystości.

Że mason, że zezuje, a w dodatku bezbożnik i cyklista, więc chce obrzydzić wielkiego kompozytora narodowi i dlatego pokazał go

w dyskretnej sytuacji pod wierzbą.

     Rzecz w tym, że ludzie w ogóle, a Polacy w szczególe są bardzo konserwatywni, przeto ówczesne pokolenie najchętniej widziałoby Chopina na podobieństwo Mickiewicza, wyprostowanego statecznie, z ręką na sercu, a nie takiego jakiegoś w kucki.

W dodatku rozgorzał spór, gdzie ustawić tego dziwnego Fryderyka: w Łazienkach czy lepiej w Ogrodzie Saskim, czy może najlepiej wyburzyć domy i zrobić pod pomnik skwer przed Filharmonią Warszawską? Prasa skorzystała z okazji, aby jątrzyć nastroje, organizować plebiscyty – za i przeciw, w końcu jednak pomnik wzniesiono w Parku Łazienkowskim i miasto zaczęło się do niego przyzwyczajać.

     W końcu… Ileż wspomnień nam się z nim wiąże! Ów posępny dzień majowy roku 1940, gdy wstrząsnęły Warszawą huki, a potem rozeszła się wieść, że Chopina już nie ma. Odczuliśmy to wtedy, jakby nam wyszarpano serce. Myślę, że tajne koncerty chopinowskie z czasów okupacji też kojarzą się w pamięci tych, którzy je pamiętają, z sylwetką muzyka zasłuchanego w szum drzew.

     Dlatego chyba słusznie powrócił w dawnym kształcie na łazienkowski cokół.

(Jerzy Waldorff, fragment zbioru felietonów sprzed 1962 roku)

Po wojnie zawiązało się Biuro Odbudowy Stolicy, w którym ścierały się dwie koncepcje odbudowy Warszawy. Między sobą spierali się architekci sowieccy, zamierzający zbudować miasto od nowa według zasad socrealizmu oraz polscy architekci wykształceni

w okresie międzywojennym, którzy chcieli zachować historyczną tkankę miasta.

Początkowo uznano, że należy odejść od przedwojennej formy pomnika i w 1951 roku rozpisano konkurs na nowy wizerunek Chopina. Jednak dwie edycje konkursu nie wyłoniły zwycięzcy. Wkrótce okazało się, że oprócz gotowego projektu, Wacław Szymanowski wyrzeźbił mały szkic, który we Francji przetrwał II wojnę światową. Po wojnie został wykorzystany w warsztatach Politechniki Warszawskiej do odtworzenia formy monumentalnej.

Ostatecznie Chopin wrócił do Łazienek 11 maja 1958 roku. Prace nad odtworzeniem pomnika trwały blisko 2 lata. (redakcja)

numer z Bjork

kultura / muzyka

Bjork_edited_edited.jpg

Numer z Björk

MAŁGORZATA I. NIEMCZYÑSKA

październik'23 / 10 (14)

1

Pierwszą płytę wydała w wieku 12 lat.

W szkole muzycznej uchodziła za geniuszkę, chociaż niepokorną. Przyszła raz na lekcje w samym prześcieradle. Wycięła w nim otwór na głowę, bo gdy się obudziła, nie chciało jej się ubrać. Lubiła biegać

z zamkniętymi oczami po ulicach – do czasu bolesnego zderzenia z latarnią. Potrafiła przez trzy dni jeść tylko banany, a jej idolem był Albert Einstein.​

Matka wiele z tych anegdot

z dzieciństwa w Islandii dementowała, ale sama była nader ekscentryczna. Kiedy 21 listopada 1965 r. urodziła Björk (czyli Brzozę), nie miała jeszcze 20 lat. Z mężem wkrótce się rozstała. Dziecko dorastało z nią w komunie hipisowskiej w otoczeniu artystów, czasem tylko odwiedzając dom ojca (konserwatywny) i babci (przytulny).

Później matka artystki zajęła się aikido i homeopatią. Zakochała się

w indiańskim wodzu i zamieszkała z nim w wigwamie w Kalifornii.

2

„Świat jest pełen dentystów, którzy chcieliby być kierowcami rajdowymi, i kierowców rajdowych, którzy marzą o stomatologii. A ja jestem piosenkarką, chcę być piosenkarką i tego będę się trzymać" – mawia Björk.

Jako nastolatka patroszyła ryby w przetwórni, roznosiła gazety i kontrolowała czystość butelek w rozlewni coca-coli, przy czym zresztą najczęściej zasypiała. Ale już wtedy grała – najpierw na perkusji – i śpiewała w zespołach.

Z grupami Tappi Tikarrass, KUKL czy Sugarcubes dawała koncerty dla 50 osób, piła dużo wódki i absyntu, trafiła do aresztu za wybicie okien w dyskotece, podkradała benzynę zaparkowanym samochodom i wyjadała kostki cukru w kawiarniach, kiedy już nie mieli na jedzenie.

W tym czasie pokochała książkę „Historia oka" Georges’a Bataille’a, brutalną i ocierającą się o pornografię, i wytatuowała sobie na ramieniu kompas. W wieku lat 20 urodziła syna (pierwsze z dwójki swoich dzieci).

3

Przeprowadzka do Londynu i początek kariery solowej. Przełom nastąpił w 1993 r. „»Debut« jest jak masturbacja. Na tej płycie zabawiam się sama ze sobą i ze swoimi uczuciami" – mówiła o krążku, z którego pochodzą m.in. „Venus as a Boy" czy „Big Time Sensuality". Płyta „Post" przyniosła kolejne hity: „Army of Me" czy „It’s Oh So Quiet".

Björk przeszła drogę od punk rocka do elektroniki, ale od komercji się odżegnywała. Nie chciała kontraktu z Pepsi, była niechętna współpracy z Madonną – ostatecznie napisała jej jedną piosenkę.

I tak została gwiazdą. Niekoniecznie jej się to podobało. Na lotnisku w Bangkoku pobiła dziennikarkę (synek miał jej powiedzieć, że fajnie, ale mogła najpierw przyłożyć kamerzyście – nie nagrałby jej i nie byłoby skandalu). Psychofan próbował wysłać jej bombę. Wyprowadziła się po tym z Londynu, dziś mieszka w Nowym Jorku.

Björk przeszła drogę od punk rocka do elektroniki, ale od komercji się odżegnywała. Nie chciała kontraktu z Pepsi, była niechętna współpracy z Madonną – ostatecznie napisała jej jedną piosenkę.

4

Wystąpiła w kilku filmach, ale chyba po wsze czasy kojarzyć się będzie z jednym. Lars von Trier chciał najpierw, by napisała do „Tańcząc w ciemnościach" muzykę. Odtwórczynię roli Selmy, ślepnącej czeskiej emigrantki, zobaczyć miał w niej po obejrzeniu teledysku do „It’s Oh So Quiet" i – cóż, takie są fakty – nagrania incydentu w Bangkoku.

Na planie pozostawali w ciągłym konflikcie. Björk broniła swojej bohaterki, chciała jej postać pogłębić, von Trier postrzegał ją bardziej stereotypowo. Kłótnie okazały się twórcze. Film z pogranicza dramatu i musicalu zdobył Złotą Palmę w Cannes, Björk – nagrodę dla najlepszej aktorki. Muzykę wyróżniono nominacją do Oscara.

5

Czasem mówi o sobie np., że w połowie jest elfem. Że mogłaby uprawiać seks trzy razy dziennie i że jej ulubiony napój to każdy alkohol. Albo opowiada sny, w których jest nagim Paulem Newmanem, próbującym zastrzelić Steve’a McQueena.

„To, co ludzie o mnie wiedzą, może wprawiać w zakłopotanie, ale najbardziej mnie cieszy, że tego, czego nie wiedzą, jest znacznie więcej" – zaznacza mimo wszystko.

Björk ma dziś na koncie ponad dziesięć autorskich albumów. Ostatni z nich to wydany pod koniec 2022 r. „Fossora", z którym wyruszyła w trasę (w listopadzie zagra w Krakowie). Wciąż eksperymentuje. 20 lat temu mówiła: „Posuwanie się w latach jest interesujące, bo jestem coraz lepsza w tym, co robię, zwłaszcza pod względem warsztatowym. Wszystko przed sześćdziesiątką to tylko próba".

Wkrótce skończy 58 lat. Za dwa dopiero nam pokaże?     (Książki)

„Posuwanie się

w latach jest interesujące, bo jestem coraz lepsza w tym, co robię, zwłaszcza pod względem warsztatowym. Wszystko przed sześćdziesiątką to tylko próba".

bottom of page